Dlaczego pączki jemy w czwartek? I jak regiony kształtują nasz kulinarny gust? 

Tłusty czwartek to dzień, w którym wyjątkowo nie liczymy kalorii ani nie spoglądamy restrykcyjnie na dietę, a zamiast tego zajadamy się pączkami i faworkami. Jak wynika z wyliczeń banku BNP Paribas z lutego 2020 roku, w tłusty czwartek Polacy spożywają średnio 2,5 pączka na osobę. Łącznie zjadamy około 100 milionów słodkich wypieków z różnym nadzieniem.

Co ciekawe, z badań wykonanych w 2017 roku przez sieć Tesco wynika, że tylko 4 proc. Polaków nie zamierzało wtedy zjeść żadnego pączka. Z kolei aż 47 proc. Polaków planowało „wrzucić na ząb” od trzech do pięciu pączków. W tej grupie zdecydowanie największymi łasuchami są mężczyźni od 18. do 30. roku życia.

Według danych GfK Polonia konsumpcyjne upodobania nie są związane z aktualnym miejscem zamieszkania, pochodzeniem czy wielkością miejscowości, a z kwestią posiadania dzieci. W skrócie, najwięcej pączków zjada się tam, gdzie są mieszkają najmłodsi Polacy.

Dlaczego pączki jemy w czwartek?

Na tytułowe pytanie można odpowiedzieć bardzo prosto – ze względu na religię. Tłusty czwartek to w kalendarzu chrześcijańskim ostatni czwartek przed Środą Popielcową (początkiem Wielkiego Postu), w którym dozwolone jest objadanie się. To właśnie wtedy rozpoczyna się finałowy tydzień karnawału.

Kiedyś jedzono pączki nadziewane boczkiem, kiełbasą, słoniną lub mięsem. Do naszych czasów przetrwał głównie zwyczaj wypiekania słodkich pączków oraz chrupkich faworków. Ten pojawił się w XVI wieku za czasów Zygmunta II Augusta. Wtedy, zamiast słodkiego nadzienia, w środku były ukryte orzeszki lub migdały, a ten kto na nie trafił, miał cieszyć się szczęściem przez resztę roku.

Geneza tłustego czwartku sięga czasów pogańskich, kiedy świętowano odejście zimy i nadejście wiosny. Rzymianie spożywali wtedy tłuste potrawy, szczególnie mięsa. Dodatek stanowiły pączki wyrabiane z ciasta chlebowego i nadziewane słoniną.

Jakie pączki jemy?

Według cukierników z różnych części kraju Polacy najchętniej wybierają pączki wypełnione nadzieniem różanym oraz polane lukrem. Wśród tych mniej tradycyjnych dominują wersje z adwokatem lub czekoladą. Na naszych stołach coraz częściej pojawiają się także pączki z nadzieniem przypominającym znane produkty (np. kinder bueno), o smaku słonego karmelu, wypełnione dżemem z egzotycznych owoców lub polane kolorowym lukrem.

W styczniu 2023 r. najczęściej kupowane przez Polaków produkty codziennego użytku zdrożały średnio o 20 proc. W związku z tym należy się spodziewać nieco wyższej ceny pączków niż w poprzednich latach. Wpływ na to mają trzy czynnik: koszty półproduktów, a także utrzymania pracowników i całej logistyki.

Najtańsze pączki znajdziemy w popularnych dyskontach i marketach, jednak są one produkowane maszynowo i wypiekane z ciasta głęboko mrożonego z gotowych mieszanek mąki. Pączki rzemieślnicze charakteryzują się bardziej nieregularnym kształtem.

Jak regiony kształtują nasz kulinarny gust?

Praktycznie każdy region Polski, mniejszy czy większy, wyróżnia się zwyczajami kultywowanymi od pokoleń, również tymi spożywczymi. Z racji tego, że Łukasiewicz – PIT działa w Poznaniu, to w tej części artykułu skupimy się głównie na słodkościach z Wielkopolski.

Faworki

Jeśli ta nazwa brzmi obco, to znaczy, że najprawdopodobniej nie jesteście z Poznania i okolic. W Polsce cieniutkie, chrupiące ciastka złożone w kształt kokardy lub warkocza oraz obsypane cukrem pudrem nazywa się chrustami lub chruścikami. Natomiast w Wielkopolsce spopularyzowały się jako faworki.

Nazwa faworki wywodzi się od poznańskiej piekarni Fawor, która działa nieprzerwanie od ponad 100 lat. Jak głosi miejska legenda, ciastka powstały tam przypadkowo. Jeden z początkujących cukierników, smażąc pączki, omyłkowo wrzucił wąski pasek ciasta do rozgrzanego oleju. Po reprymendzie starszego kolegi wyjął kawałek przypominający warkocz, posypał go cukrem pudrem… a nowy wypiek zasmakował wszystkim. Jednak po czasie zaprzestano wyrabiania faworków z ciasta na pączki. Zamiast tego cukiernicy opracowali zupełnie inny przepis, aby ciastko było cienkie i chrupiące.

Kiedyś faworki przygotowywało się jedynie w czasie karnawału, tłustego czwartku bądź na ostatki, czyli we wtorek przed Środą Popielcową. Teraz można je dostać w piekarniach i cukierniach przez cały rok.

Gniazdka poznańskie

Kolejna słodycz związana w nazwie z Poznaniem. Gniazdka poznańskie, zwane również pączkami hiszpańskimi albo wiedeńskimi, nie pochodzą jednak ze stolicy Wielkopolski. Oponki formowane są z ciasta parzonego, czyli masy powstałej poprzez zaparzenie mąki pszennej mieszanką tłuszczu i wody. Ciasto nie zawiera dodatku cukru, dlatego po upieczeniu pączki polewane są grubą warstwą lukru, aby nadać słodyczy.

Z powodzeniem w tłusty czwartek puszyste oponki zastąpią tradycyjne pączki. W smaku przypominają churrosy, czyli tradycyjne hiszpańskie „pręciki” z ciasta parzonego posypane cukrem pudrem lub innymi słodkimi dodatkami.

Rogale świętomarcińskie

Rogale świętomarcińskie to chyba najbardziej znana słodkość z Wielkopolski. Uformowane w kształt podkowy z ciasta półfrancuskiego, wypełnione masą z białego maku z dodatkiem bakalii, polane lukrem i posypane rozdrobnionymi orzechami przetrwały wiele lat w świadomości mieszkańców Poznania i okolic.

Według różnych przekazów tradycja spożywania rogali sięga 1891 roku. Wtedy to proboszcz parafii św. Marcina, ks. Jan Lewicki, wezwał parafian, aby na 11 listopada zrobili coś dla biednych, tak jak ich patron kilkanaście wieków temu. Cukiernik Józef Melzer, obecny na kazaniu, namówił swojego przełożonego, aby przywrócić dawną tradycję i wypiec rogale. Te były rozdawane biednym po mszy odpustowej.

Z kolei, jak podaje strona Dawnypoznań.pl, powołując się na źródła historyczne np. wycinki z gazet, tradycja spożywania rogali zaczęła się przynajmniej 31 lat wcześniej. To właśnie z 1860 roku pochodzi pierwsza znana i udokumentowana reklama „rogalików świętomarcińskich”.

W 1901 roku zwyczaj wypieku rogali przejęło Stowarzyszenie Cukierników. Tradycja przetrwała burzliwe czasy odzyskania przez Polskę niepodległości i zwycięskiego powstania wielkopolskiego, a następnie II wojny światowej oraz radzieckiej dominacji.

Teraz co roku Wielkopolanie spożywają nawet 500 ton rogali świętomarcińskich. Aby cukiernia mogła używać tej nazwy, musi uzyskać certyfikat Kapituły Poznańskiego Tradycyjnego Rogala Świętomarcińskiego, powołanej z inicjatywy Cechu Cukierników i Piekarzy w Poznaniu, Izby Rzemieślniczej i Urzędu Miasta Poznania.

Certyfikat wyraźnie nakazuje użycie margaryny do wyrobu ciasta półfrancuskiego. Jednak niektóre cukiernie rzemieślnicze świadomie wykorzystują masło, rezygnując tym samym z oryginalnej nazwy. Wskazują one na poprawę jakości i smaku takiego wypieku, a także podają dawne przepisy, w których cukiernicy używali zarówno tłuszczy roślinnych, jak i masła.

Szneka z glancem

Słodkość przesiąknięta w nazwie gwarą wielkopolską. Szneka to rodzaj słodkiej bułeczki/drożdżówki uformowanej w kształt muszelki ślimaka z ciasta drożdżowego. Nazwa pochodzi od niemieckiego słowa schneke, oznaczającego ślimaka. Do szneki dodawany jest glanc, czyli lukier oraz kruszonka. Im więcej kruszonki, tym lepiej.

Dawniej szneki przygotowywano jedynie z pomadą lukrową. Wraz z poprawą sytuacji ekonomicznej gospodynie domowe zaczęły wykorzystywać większe ilości masła, a co za tym idzie, do szneki ucierały kruszonkę, czyli posypkę wykonywaną z mąki, masła i cukru.