Zaprogramowany koniec, czyli dlaczego kiedyś wszystko było trwalsze

Dlaczego urządzenia psują się, gdy tylko skończy się okres ich gwarancji? Dlaczego taniej jest kupić nowy sprzęt niż go naprawiać? Czym jest postarzanie produktów? I co ma do tego spisek żarówkowy?

Psuje się nam pralka, lodówka czy zmywarka. Wezwany fachowiec stwierdza, że naprawa w zasadzie się nie opłaca, bo jej koszt wynosić będzie niewiele mniej niż zakup nowej. A nowa – wiadomo – lepsza, więcej funkcji, dłużej popracuje.

Albo psuje się nam mikser, suszarka lub żelazko. Udaje nam się znaleźć punkt naprawy albo wysyłamy urządzenie do serwisu. Okazuje się, że nawet nie da się go zreperować, bo tego modelu nie można nawet rozkręcić. Albo – tak jak w przypadku większych sprzętów – nie opłaca się naprawiać.

Wracamy myślą do czasów, gdy kupowało się rzeczy na lata, po czym idziemy do sklepu i kupujemy nowe. Wiedząc, że posłużą nam kilka lat.

Niestety, za każdym razem jest to kilka lat mniej. Jak wynika z badań przeprowadzonych przez niemiecką Federalną Agencję ds. Środowiska, odsetek urządzeń AGD, które w ciągu pięciu lat od zakupu doznały usterki, w 2004 r. wynosił 3,5 proc, a w 2012 r. już 8,3 proc.

Komisja Parlamentu Europejskiego ds. Rynku Wewnętrznego i Ochrony Konsumentów (IMCO Committee) w swoim raporcie szacuje średnią oczekiwaną długość życia rozmaitych produktów, nie tylko elektrycznych. I tak – małe, takie jak szczoteczka elektryczna, zabawki, telefony komórkowe, odzież czy obuwie, będą służyć średnio rok-dwa lata. 3-4 lata to przewidywana trwałość urządzeń podręcznych, komputerów, specjalistycznej odzieży (np. sportowej) czy rowerów. 5-6 lat służyć mają aparaty fotograficzne, sprzęt kuchenny (np. garnki), elektronarzędzia, pralki czy odkurzacze. 7-10 lat to przewidywana długość życia samochodu, telewizora, lodówki, urządzeń kuchennych, mebli, dywanów. Najdłużej, bo ponad 10 lat, mają działać urządzenia typu boiler czy panel słoneczny, a także meble kuchenne czy łazienkowe.

Spisek żarówkowy

W budynku straży pożarnej w kalifornijskim mieście Livermore jest żarówka, która świeci nieprzerwanie od ponad stu lat. Fakt, że nie trzeba jej wymieniać, zauważono dopiero w 1972 roku, tak więc nie wiadomo, kiedy została zapalona po raz pierwszy. Wiadomo, że została wyprodukowana około 1890 roku, a firma, która ją stworzyła, została zamknięta w 1914 roku.

Gdyby tzw. Centennial Light została wyprodukowana później, już dawno zakończyłaby żywot. W 1924 r. bowiem najwięksi producenci żarówek zawiązali porozumienie, którego celem była kontrola ich produkcji na całym świecie. Chodziło o to, by klienci kupowali ich więcej, a zyski trafiły do członków kartelu. Oprócz wymiany patentów firmy zobowiązały się do jeszcze jednej rzeczy: skrócenia czasu żywotności żarówki do tysiąca godzin. W czasie, gdy zawarto porozumienie, wynosił on ok. 2,5 tysięcy godzin.

I tak już w 1926 roku nowa żarówka paliła się tylko przez 1,5 tys. godzin. Do zakładanego tysiąca udało się dojść w latach 40.

Żarówki były pierwszym przykładem postarzania produktów, czyli takiego ich projektowania, by po określonym czasie przestawały działać. Skończyły się czasy mebli czy ubrań na lata. Trzeba było skłonić konsumentów do częstszego kupowania, bo konsumpcja napędza gospodarkę. W latach 50. ubiegłego wieku, gdy postarzanie produktów stało się powszechną praktyką, nikt nie myślał o ochronie środowiska czy ograniczonych zasobach naturalnych. Świat wychodził z powojennego kryzysu i chciał kupować. Chciał być nowoczesny, więc nikomu nie przeszkadzało, że produkty zużyją się szybciej. Tym lepiej – kupi się nowe.

W 1940 roku firma DuPont wypuściła na rynek pierwsze nylonowe pończochy. Nylon był wtedy stosunkowo nowym wynalazkiem, a pończochy z niego uszyte mogły zrewolucjonizować rynek: nie puszczały oczek i były niezwykle trwałe. Zbyt trwałe. Ich sprzedaż zaczynała spadać, ponieważ kobiety nie musiały ciągle kupować nowych par. Firma DuPont postanowiła więc opracować szybciej zużywającą się nić. Sprzedaż nylonowych pończoch znów wzrosła.

Batterygate

O planowym postarzaniu produktów zrobiło się głośno za sprawą filmu dokumentalnego pt. „Spisek żarówkowy” z 2010 roku. Postarzanie może przybierać różne formy – od celowego pogarszania jakości towaru (tak jak w przypadku żarówki i pończoch) poprzez ciągłe uaktualnienia oprogramowania, po których sprzęt działa wolniej lub nie jest w stanie wykonać pewnych zadań, po psucie się pojedynczych elementów, których wymiana jest nieopłacalna albo wręcz niemożliwa.

Oskarżana o postarzanie produktów była wiele razy firma Apple. Chodziło np. o iPhone’y serii 6 i 7. Wydajność ich procesorów w znaczący sposób obniżała się po kolejnej aktualizacji systemu iOS, co miało przyspieszać decyzje klientów o zakupie nowych telefonów. Apple tłumaczył, że nigdy skracał żywotności swoich urządzeń i nie łamał prawa, w wielu przypadkach jednak sądy przyznawały odszkodowanie skarżącym firmę konsumentom.

Nie tylko Apple musiał się mierzyć z zarzutami o postarzanie produktów. Identyczne oskarżenia padały pod zarzutem telefonów Samsunga. W 2014 r. firma Canon została pozwana z powodu awarii głowic drukujących. Tak się złożyło, że następowały one tuż po wygaśnięciu gwarancji drukarek. Z tego powodu firma nie chciała płacić za naprawy, a ich koszt był porównywalny z ceną nowej drukarki.

Skoro o drukarkach mowa – te firmy Epson same się blokowały po zadrukowaniu określonej liczby kartek. Powodował to wbudowany w urządzenie czip. Takie rozwiązanie zaczęli kopiować też inni producenci.

Z kolei Samsung w swoich telewizorach montował kondensatory elektrolityczne – które nie lubią ciepła – przy radiatorach, odprowadzających ciepło z układów grzejnych. Kondensatory się psuły, a firma proponowała klientom wymianę całej płyty głównej – w cenie zbliżonej do nowego telewizora.

Money makes this world go round

Konsumenci zarzucają producentom skracanie żywotności produkowanych przez nich dóbr. Ci odbijają piłeczkę: skoro klient oczekuje niższej ceny, to muszą wytwarzać taniej. A to oznacza gorszą jakość.

Zresztą czasem nie trzeba postarzać ani czekać, aż się samo zepsuje. Na rynku co rusz pojawiają się nowe modele, a wszechobecne reklamy krzyczą: kup, bo inaczej wypadniesz z obiegu. Użytkownik też „postarza”, ale czyni to w inny sposób: uznając, że działające urządzenie jest już przestarzałe, niemodne, nie spełnia jego oczekiwań. I kupuje nowe.

Wspomniane już badanie Federalnej Agencji ds. Środowiska wykazało, że w 2012 roku w Niemczech 60 proc. telewizorów z płaskimi ekranami zostało wymienione nie dlatego, że się zepsuły, tylko że ich właściciele chcieli kupić nowszy model. Podobny powód przyświecał wymianie co trzeciej lodówki czy pralki i co czwartego laptopa.

Śmietnik Europy

Co się dzieje z przedmiotami, które kończą swój żywot? Trafiają do śmieci. To jest jeden ze środowiskowych kosztów postarzania produktów.

Przeciętny Polak w 2021 roku wyprodukował 358 kg odpadów komunalnych, o 16 kg więcej niż rok wcześniej. Jedynie 26,9 proc. z nich było poddawane recyklingowi.

Przeciętny Europejczyk wytwarza rocznie 10,5 kg elektrośmieci (Eurostat, 2020). W 2020 roku jedynie trzy państwa – Bułgaria, Chorwacja i Finlandia – osiągnęły wymagany przez UE 65-procentowy poziom odzyskiwania tych odpadów. Rośnie też liczba urządzeń elektrycznych, jakie mamy w domach – dziś to ok. 30, jeszcze w 2015 roku było ich 15.

W 2020 Unia Europejska wyeksportowała poza swoje granice 32,7 mln ton odpadów. To głównie metale, papier, plastik, tekstylia i szkło. Większość z nich trafia do Turcji i Indii i Egiptu. Państw, które mają znacznie mniej restrykcyjne niż Unia przepisy dotyczące składowania odpadów.

Prawo do naprawy

Raczej nie ma co liczyć na to, że wrócą stare dobre czasy i przedmioty będą nam znów służyć przez pokolenia. Żyjemy w czasach ogromnego postępu technologicznego, czasach niecierpliwych i szybkich. Wszystko wymusza na nas zmiany, przekonując, że nowsze równa się lepsze. Narzekamy, że telewizor się zepsuł po kilku latach, ale cieszymy się, że możemy kupić nowy, z większym ekranem i nawet bardziej energooszczędny. Przestajemy używać działające jeszcze sprzęty, bo wolimy kupić nowe, z innymi funkcjami i designem. Zapominamy o tym, że zepsute można oddać do naprawy.

A właśnie prawo do naprawy jest bronią konsumentów przeciwko postarzaniu produktów. Jak wynika z badań Eurobarometru, 77 proc. mieszkańców UE wolałoby naprawić swoje urządzenia niż kupić nowe – wyrzucają je jednak ze względu na koszty naprawy lub brak jej możliwości.

W Unii Europejskiej prawo do naprawy ma być jednym z elementów Europejskiego Zielonego Ładu, który ma pozwolić wspólnocie dojść w 2050 roku do neutralności klimatycznej. Dyrektywa ma zawierać kilka rozwiązań, które sprawią, że naprawianie urządzeń stanie się systematyczne, atrakcyjne i opłacalne. Producenci będą np. musieli zapewnić bezpłatny dostęp do informacji dotyczących napraw i konserwacji oraz zagwarantować aktualizację oprogramowania przez minimalny okres. Mają też produkować urządzenia trwalsze, łatwiejsze do naprawy i z częściami, które można wyjmować i wymieniać. Okresy gwarancji mają zostać wydłużone. Dyrektywa proponuje też zwiększenie atrakcyjności napraw dla konsumentów, np. mieliby otrzymać urządzenie zastępcze na czas naprawy lub dostać premię za zreperowanie zepsutego sprzętu. Prace w Parlamencie Europejskim wciąż się toczą.

A tymczasem kilka rozwiązań wprowadziła już dyrektywa o Ekoprojektowaniu, która weszła w życie w marcu 2021 roku. Dotyczy ona jednak tylko dużego sprzętu – np. pralek, lodówek, zmywarek i ekranów (np. telewizorów). Ich producenci muszą zagwarantować, że urządzenia te będą łatwe do naprawy przy użyciu powszechnie dostępnych narzędzi, a także dostępność części i możliwość naprawy tych produktów w okresie co najmniej 7 lat od zaprzestania produkcji danego modelu (10 lat w przypadku lodówek). Jest w tym jednak kilka kruczków. Po pierwsze, producent ma 15 dni na dostarczenie części zamiennej (kto wytrzyma kilka tygodni bez lodówki?). Po drugie, dostęp do dokumentacji serwisowej i oryginalnych elementów zastępczych mają tylko profesjonalne punkty naprawy. Przepisy te nie dotyczą małego sprzętu RTV/AGD, czyli np. telefonów, laptopów, ekspresów do kawy czy odkurzaczy.

Przykład innym państwom daje Francja, która w 2015 roku wprowadziła do kodeksu karnego nowe przestępstwo – celowe skracanie życia produktu. Jest ono zagrożone karą do dwóch lat więzienia i 300 tys. euro.

 

Projektowanie uwzględniające oddziaływanie produktu na środowisko podczas całego cyklu jego życia (ekoprojektowanie) zyskuje ostatnio na znaczeniu. Jak to wygląda w branży meblarskiej? Zapoznaj się z naszym raportem „Ekoprojektowanie w polskim meblarstwie”.